Tato dzień wcześniej zarządził jakieś wielkie, późno-wiosenne sprzątanie i po całym przepracowanym dniu niedziela była czystym relaksem. Dlatego pierwszego maja w 1994 roku, cała rodzina była wyluzowana, snuła się po mieszkaniu w pidżamach do południa. Na starym, kolorowym kineskopie leciał RTL - wyłącznie dzięki nowoczesnej TV satelitarnej dzierżoniowskiej firmy Diora. Pokazywali na żywo wyścig F1 o Grand Prix San Marino. Tor Imola. Siódme okrążenie właśnie się zaczęło. Ayrton Senna umierał, a ja miałem 12 lat. Rozumiałem powagę sytuacji ale nie mogłem wtedy wiedzieć, że na żywo oglądałem śmierć prawdopodobnie najlepszego kierowcy w historii tego sportu. Samochodowego miksu Pele i Maradony z domieszką Messiego i C. Ronaldo. Odpowiednika krzyżówki genetycznej Jordana i Birda.
Do dziś pamiętam, mimo, że akurat w filmie sobie darowali, plamę krwi na betonie. Została w miejscu gdzie leżał po wyjęciu z bolidu. Zanim zabrał go śmigłowiec. Pier.dolona ściana betonu na feralnym zakręcie pozbawiła nas przyjemności oglądania w akcji trzykrotnego Mistrza Świata Formuły Jeden. Dokument pokazuje jego drogę od MŚ gokartów i przeprowadzki do Europy, aż do pogrzebu. Jest mocny, wzruszający i nie jest jednostronną laurką. Mamy tu współczesne wypowiedzi Alaina Prousta, Rona Dennisa czy Franka Williamsa. Do tego wiele archiwalnych zdjęć i filmów. Ówczesne wywiady, wystąpienia, sceny z wyścigów ale też prywatne nagrania czy filmy z odpraw kierowców. Poznajemy Sennę jako perfekcjonistę pełnego pasji, żarliwego, uduchowionego katolika i człowieka, który wszystko podporządkowuje wygranej. Nie jest to laurka, bo Ayrton nie był ideałem. Ścierał się ostro z Proustem, czasem z innymi kierowcami, bywał porywczy. To wszystko widać na ekranie i dzięki temu można poczuć się znów uczestnikiem tych wydarzeń. Świadkiem złotej ery F1, którą zapoczątkował Lauda z Huntem, a skończyła śmierć Senny. Całość jest zmontowana sensownie, z pomysłem i bez specjalnego nadęcia. Dzięki temu ponad dwie i pół godziny siedziałem zahipnotyzowany i chłonąłem każde słowo mistrza i jego przyjaciół ale także rywali. Niesamowite przeżycie. Chronologia jest zachowana dlatego końcówka jest szczególnie trudna. Wiadomo co się wydarzy, a człowiek i tak czuje się nieswojo. Ostatnie sceny z Imoli nadal robią piorunujące wrażenie i stanowią smutne epitafium niesamowitej i pięknej historii. Ayrton Senna znów umierał na moich oczach, a ja znów miałem 12 lat.
True. Film jest rewelacyjny. Bardziej mi się podobał niż film o dwóch innych kierowcach w Wyścigu.
Myślę, że ciężko to porównywać, bo fabuła i dokument to inne sposoby opowiadania historii. Chętnie obejrzałbym film fabularny o życiu Ayrtona :)
Miałem wtedy 11 lat i w podobnych jak ty okolicznościach oglądałem ten wyścig. Bardzo dobry dokument, który od 3 lat staram się oglądać w okolicach 1 maja. Świetnie to opisałeś, zgadzam się z każdym zdaniem. Pozdrawiam.
Nigdy zbytnio nie interesowałam się Formułą 1 a Ayertona znałam tylko z jakichś historia a przede wszystkim z piosenki którą zaśpiewała ku jego pamięci Kasia Kowalska. Nie spodziewałam się jak piękna a zarazem tragiczna historia kryje się pod tą postacią.
Bardzo dobrze zrealizowany dokument, pokazuje A.S jak prawdziwego człowieka który miał zarówno wady jak i zalety , ale przede wszystkim miał pasję i jej poświęcił życie - w przenośni i dosłownie.
Film jest dobry, ale w dość niekorzystnym świetle pokazuje postać Prousta, świetnego kierowcy i autora (nomen omen) "W poszukiwaniu straconego czasu". Czas jest przecież w F1 najważniejszy.
..He!He!ProUst?"W poszukiwaniu straconego czasu"?Niestety;Alain Prost nie ma nic wspólnego z Marcelem Proustem..:-)
Dziękuję Ci za ten bardzo osobisty wpis.
Film zrobił na mnie duże wrażenie, Twoja wypowiedź także.
Pozdrawiam
szczere mówiąc oglądając ten film to jak sam stwierdzasz "Wiadomo co się wydarzy, a człowiek i tak czuje się nieswojo..." byłem po prostu smutny. Sam osobiście tego akurat nie pamiętam, miałem 8 lat i nie żyłem wtedy wyścigami F1, więc pewnie jak mówili o tym we wiadomościach i tak większego wrażenia nie zrobiło na mnie. Ale nie ukrywam że po przeczytaniu twojego wspomnienia oczy chwilowo mi się zaszkliły
Świetny wstęp!! Unimor Siesta 3 (do dziś gdzieś w garażu stoi) i talerz satelitarny wielki jak stół, pamiętam :) Konkretnie wtedy miałem ponad 5 lat więc tego dnia nie moge kojarzyć. Potem okazało się że zainteresowała mnie motoryzacja i obecnie historia jest mi bardzo dobrze znana.
Przyznam się, nie interesuje się Formułą 1, jednak z akurat, że miałem dokument wysoko w rekomendacjach, a że akurat TVP2 wyemitował film, to zasiadłem do oglądania i nie żałuje, Senna w jednym z wywiadów wypowiedział takie słowa ''It's important that the drivers stay together, because in difficult moments we have each other. If we are not together the financial and political interests of the organisers and constructors come to the fore.“ Co można przetłumaczyć tak "Ważne jest, aby kierowcy trzymali się razem, ponieważ w trudnych momentach mamy siebie nawzajem. Jeśli nie jesteśmy razem, na pierwszy plan wysuwają się finansowe i polityczne interesy organizatorów i konstruktorów". Swoje słowa o tym, iż najwyższe jest to, aby kierowcy tworzyli drużynę i mogli na siebie polegać uwodnił swoim czynem w 1992 roku praktycznie jako jedyny zatrzymał się na torze po wypadku Erica Comasa wyłączając silnik bolida później sam Eric wspominał, że Ayrton uratował mu życie. Senna pokazał swoim postawą, iż życie drugiego kierowcy jest dla niego cenniejsze niż kolejne pieniądze na koncie i trofeum.
Dokładnie, mam wrażenie - z całym szacunkiem do osiągnięć sportowych - że takich ludzi w sporcie jest bardzo mało. Jak widzę Schumachera taranującego Villeneuve'a czy Hamiltona taranującego bez pardonu Verstappena to mam wrażenie, że dużo się zmieniło.
Świetny wpis. Film również. Wracając do feralnego dnia - ja wtedy miałem 17 lat, akurat z Tatą oglądaliśmy transmisję, choć tak naprawdę F1 nie było naszą pasją. Taki zbieg okoliczności, akurat trafiliśmy na tę tragedię. Pamiętam to do dziś. A dziś też obejrzałem ten film po raz pierwszy, teraz jestem 40+, ale wróciły wspomnienia i właśnie się zryczałem jak dziecko.
A dziś sam jest postacią tragiczną.
Jakiś feralny był ten weekend F1 - i to rozłożony na dystansie wielu lat.
No bo emocje się nie starzeją z takich momentów. Wystarczy jakiś wyzwalacz w postaci takiego dokumentu czy tamtych scen i mózg reaguje jakby znów to przeżywał.
Bo szczerze mówiąc, takiego stężenia emocji (dobrych i złych) w F1 od tamtych czasów nie było. Choć zawsze się tam kotłowało.
Ale zadymy na linii Prost - Senna ( w dodatku wewnątrz jednego - dominującego - zespołu), nikt, kto wtedy cyrk F1 śledził nie zapomni :)
Coś w tym jest. Mimo wszystko wtedy bardziej to była rywalizacja kierowców i charakterów, teraz mam wrażenie, że jednak konstruktorów. Teraz RB w końcu się doczłapał, ale wcześniej mieli taką technologiczną przewagę, że jak nie Hamilton to każdy inny ze stawki mógłby wygrać te mistrzostwa w takim samochodzie.
Temat życia i tragicznej śmierci Senny podejmuje też Netflix powstanie serial o nim.
https://variety.com/2022/tv/global/netflix-ayrton-senna-gullane-vicente-amorim-1 235330512/
Mam nadzieje, że będzie równie udany, jak ten dokument, chociaż mam obawy, bo u Netflixa za bardzo ukierunkował się w ilość, a nie w jakość.
Senna, Schumacher to sa geniusze tego sportu ale w mojej opinii nikt nie dorówna geniuszowi Fangio, to byl najlepszy kierowca F1